Przemierzając południowo-zachodnie Stany Zjednoczone podczas tegorocznych wakacji, zaplanowałam krótki odpoczynek w Las Vegas.
Z tym odpoczynkiem to przesadziłam. To były 2 najbardziej męczące dni podczas naszej podróży. Tysiące spragnionych atrakcji ludzi, gorące, ciężkie powietrze, hałas przez całą dobę. Raz w życiu można zobaczyć ten park rozrywki dla dorosłych: kasyna, restauracje i bary, luksusowe hotele i wieczorne show. Dla mnie jednak „crème dla la crème” okazało się tam Muzeum Neonów.
Budynek, który teraz jest recepcją muzeum, to dawne lobby motelu La Concha zaprojektowany przez architekta Paul Revere William w połowie ubiegłego wieku. Taka architektura jest przykładem nowoczesnego wzornictwa i nawiązuje kształtem do popularnych wtedy Atomic Age design. Muzeum można zwiedzać tylko z przewodnikiem, co jest idealnym rozwiązaniem, bo daje to szansę, poznać ciekawe historie związane z miejscami z których pochodzą. Neony ogląda się w podziale na sekcje: z kasyn, restauracji, moteli, sklepów, z warsztatów rzemieślników. A jest ich tu całkiem sporo, poddane renowacji, kolorowe za dnia i błyszczące nocą gdy świecą blaskiem tysiąca żarówek.
Najlepiej zwiedzanie zaplanować z 1-dniowym wyprzedzeniem, bo grupy nie są duże i przychodząc „z ulicy” możemy nie dostać biletów. Jeśli zdarzy mi się kiedyś wrócić do Las Vegas, chciałabym zobaczyć eksponaty w pełnej krasie po zmroku. Dodatkowo w muzeum można otrzymać mapkę z lokalizacją kilku starych neonów znajdujących się na ulicach LV.